czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 7

Notka ode mnie:
Ten rozdział chciałabym dedykować mojej Babci która wczoraj odeszła z tego świata :( 
Zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach i ona jedyna popierała moją inwencję twórczą [*]
Chciałabym też podziękować Wam, moi kochani czytelnicy... Nigdy nie sądziłam, że założę jakiegokolwiek bloga, a dzięki Wam wiem że nie warto się poddawać... Dziękuję ♥  
 
Oczami Lizz:
Ładnie się porobiło. Po latach hańby Violett powraca. Zaciągnęłam Stellę do mojej łazienki. Dokładnie przemyłam jej rany i obejrzałam napis.
- Może trochę piec – ostrzegłam po czym położyłam dłonie na jej przedramionach. Syknęła z bólu. Pokrywałam napis szronem tak szybko jak było to możliwe. Kiedy skończyłam posadziłam ją na fotelu i okryłam kocem. Jak najszybciej musiałam zająć się Jackiem.
- Diamond, Emerald – zwróciłam się do moich wróżek – przynieście mi wodę ze Źródła Życia tylko szybko!
Elfki wyleciały przez okno i w ciągu kilku sekund wróciły z fiolką Wody Uzdrowienia. Wylałam wodę do miski po czym za pomocą magii wody leczyłam ranę Jacka. Zagoiła się dość szybko jak na takie obrażenia. Oczywiście musiały pozostać ślad w postaci blizny.
- Nie wiem kiedy się obudzi – rzekłam po skończeniu zabiegu – Ale jego życiu nie powinno już nic zagrażać. Niech tu zostanie, nie powinniśmy go przenosić. Teraz, musimy poczekać aż się ocknie.

Oczami Stelli:
Elizabeth uzdrowiła ranę Jacka. Siedziałam na fotelu opatulona ciepłym kocem.
- Chcesz coś do picia? - spytała Liza z troską w głosie. Kiwnęłam potwierdzająco głową.
Po 20 minutach dziewczyna wróciła z dwoma kubkami herbaty i usiadła w fotelu obok.
- Opowiesz mi jak stałaś się Strażnikiem? - spytałam
- Ta historia jest dość nudna i strasznie długa... Jeszcze zanudzę cię na śmierć! - jęknęła
- No proszę... - ześlizgnęłam się z fotela i zaczęłam błagać ją na kolanach. Zgodziła się! Wgramoliłam się z powrotem na fotel i opatuliłam się kocykiem.
- A więc, jak już pewni wiesz Darkstream, a raczej Violett to moja młodsza siostra. Jeszcze jako ludzie byłyśmy bardzo blisko... Pewnej nocy, dom w którym mieszkałyśmy razem z rodzicami i bratem został podpalony. Nie mogliśmy uciec, nie było jak. Jedyną drogą ucieczki było małe okno na strychu. Jako, że spałyśmy na pierwszym piętrze domu wyczułyśmy dym zanim ogień nas dopadł. Jednak było już za późno. Rodzice i trzyletni Erick zginęli w pożarze. Wahałam się między ucieczką, a śmiercią. Wtedy stało się coś niesamowitego. Głos jakiejś kobiety kazał nam uciekać. Nie wiem dlaczego, ale posłuchałam jej. Ciągnąc za sobą Viole wyskoczyłam przez okno na strychu wprost na miękką kupkę śniegu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromna tarcza księżyca która rozświetlała niebo niczym super jasna lampa. Wpatrywałam się w nią przez dość długo, podczas gdy moja siostra wolała patrzeć na płonący dom. Ktoś znów kazał mi uciekać, mówił, że nie jestem tu bezpieczna... Błąkałyśmy się po lesie kilka godzin idąc drogą którą wskazał nam księżyc, aż wreszcie zasnęłyśmy ze zmęczenia. Na drugi dzień, obudziłyśmy się już ze swoimi mocami. Ja z mocą wody i lodu, a Violett jako władczyni piorunów i burz. Przed nami stała kobieta o niebieskich oczach, bardzo jasnej karnacji i długich białych włosach. Ubrana była w długą, błękitną suknię obszytą białym futrem. Powiedziała, że musimy z nią iść. Zgodziłyśmy się. Jednym płynnym ruchem otworzyła portal. Po drugiej jego stronie znajdował się ogromny biały zamek, opatulony obłokami różnych kolorów i wielkości. Po drodze powiedziała nam, że jest Zimą. Jedną z czterech sióstr i Władczyń Pór Roku. Za to my zostałyśmy wybrane jako uczennice Chmurnej Wieży. W szkole uczyli się zarówno chłopcy jak i dziewczyny. Każde z nich było przydzielone do innej z sióstr, ze względu na swoją moc. Violett przydzielono Jesieni, a mnie Zimie. Uczono nas panować nad swoimi mocami, a także przygotowywano do walki z Mrokiem, Królem koszmarów.
Szybko stałam się jedną z lepszych uczennic. W nagrodę otrzymałam skrzydła. Moja nauka została zakończona po dwóch latach. Rada Chmurnej Wieży przydzieliła mnie jako pomocnicę Zimy i Lata. Jednak Violett nie dostała takiego zaszczytu. Zazdrosna o moje stanowisko postanowiła zrobić coś, przez co świat mógł ulec zniszczeniu. Uwolniła Mroka po czym stanęła po jego stronie... Szybko nauczyła się panować nad strachem... Mrok rozpoczął wojnę. Na bitwę nie stawiła się tylko Chmurna Wieża, pojawili się też Strażnicy Marzeń. Szybko traciliśmy siły. Resztę roboty pozostawiliśmy Strażnikom. Udało się... Mrok został uwięziony. Ale Violett, która przybrała już pseudonim „Darkstream” uciekła z pola walki. Pewnej nocy do mojego pokoju wpadła Wiosna. Kazała wszystkim zejść do holu. Wszyscy uczniowie na polecenie Sióstr zebrali się na miejscu. Księżyc miał wybrać nowego Strażnika. Padło na mnie... Następnego dnia przeniosłam się do kwatery Strażników. Wśród nich byli już Strażnicy których poznałaś, oraz Kris. Pierwszy władca Ognia. Szybko zaprzyjaźniłam się z Krisem. Zostaliśmy partnerami. Był jedyną osobą która potrafiła mnie zrozumieć. Przez dłuższy czas był spokój.
Jednak Darkstream postanowiła zaatakować. W tej bitwie poległa większa część Chmurnej Wieży. Ale Violi nie wystarczyło 1000 ofiar. Jak to ona powiedziała „Bez zabicia Strażnika, nie ma zabawy”. Oczywiście jej wybór padł na mnie. Spodziewałam się szybkiej śmierci.
Mimo, że Darkstream zadała śmiertelny strzał jednym ze swoich piorunów.
Ale nie trafił on we mnie. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Krisa całego poparzonego i zalanego krwią... Nie dało się go uratować.
Po prostu odszedł do lepszego świata. Zostawił mnie. Wiem, że mnie uratował, ale zawsze zastanawiałam się dlaczego właśnie w taki sposób... Najlepszą zemstą jaką obmyśliliśmy było uwięzienie mojej małej siostrzyczki razem z jej przyjacielem - Mrokiem. Jako partnera przydzielono mi Jacka, pewnie tylko ze względu na moc, bo charakterem różnimy się niemiłosiernie. Mimo to że bardzo lubię Jacka wciąż nie mogę zapomnieć o Krisie, a to trudniejsze niż mogłoby się wydawać - Lizz zakończyła swoją opowieść. Zamurowało mnie... Siedziałam z otwartą buzią i wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem.

- Jesteś jedyną osobą której powiedziałam całą prawdę...
- Ale dlaczego akurat mi? - spytałam. Musiałam bo po prostu zbiła mnie z tropu.
- Bo wiem jaka jest twoja historia... Bije od ciebie pewne ciepło którego nie mogę zrozumieć. Jesteś jedyną osobą której nie potrafię czytać w myślach. Jesteś jak tarcza, ale niezwykle otwarta na innych. Nigdy nie zrozumiem czemu to właśnie mnie, zamkniętą w sobie i czasem aż zbyt poważną dziewczynę, wybrano na Strażnika dziecięcych snów i marzeń... Ty jesteś inna, otwarta i ciepła. Nie dorównam ci nawet za 1000 lat...
- Jack, wspominał coś, że kiedyś tańczyłaś
- Tak, jeszcze jako człowiek dawałam lekcje tańca dzieciom z biedniejszych dzielnic miasta w którym się wychowałam, ale tę historię opowiem ci kiedy indziej
- Może dlatego zostałaś wybrana? Księżyc widział ile robiłaś dla tych dzieci jeszcze w swoim pierwszym życiu... Może to się liczy?
- Możliwe... A teraz trzeba iść spać, jest już późno – Lizz zmieniła temat i zgasiła światło.
Zostawiła tylko małą nocną lampkę na stoliku
- Dobranoc – powiedziałam
- Dobranoc...

3 komentarze:

  1. Po pierwsze, szczere kondolencje. Bardzo mi przykro. Tak po za tym to rozdział wspaniały. Bardzo mi się podoba historia Lizz. W zniecierpliwieniu czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi z powodu babci i to bardzo,ale cóż co innego mogę powiedzieć?Nic,no więc współczuję i gdybyś mieszkała obok mnie na pewno przyszłabym do ciebie cię pocieszyć,ale cóż...Co do rozdziału to zaje...No bardzo fajny!!Ogólnie całe twoje opowiadanie fajnie się łączy tak jakbyś wszystko miała już ułożone i jakbyś dopracowywała to przez wiele lat...No cóż czekam z niecierpliwością na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie wyrazy współczucia. I dziękuję, że mimo wszystko rozdział się pojawił. Życzę, żeby wszystko się ci ułożyło.
    Inną drogą rozdział cudowny. Historia Lizz jest bardzo ciekawa.
    Życzę weny na dalszą część!

    OdpowiedzUsuń