Rozdział
7
Notka ode mnie:
Ten rozdział chciałabym dedykować mojej Babci która wczoraj odeszła z tego świata :(
Zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach i ona jedyna popierała moją inwencję twórczą [*]
Chciałabym też podziękować Wam, moi kochani czytelnicy... Nigdy nie sądziłam, że założę jakiegokolwiek bloga, a dzięki Wam wiem że nie warto się poddawać... Dziękuję ♥
Oczami
Lizz:
Ładnie
się porobiło. Po latach hańby Violett powraca. Zaciągnęłam
Stellę do mojej łazienki. Dokładnie przemyłam jej rany i
obejrzałam napis.
-
Może trochę piec – ostrzegłam po czym położyłam dłonie na
jej przedramionach. Syknęła z bólu. Pokrywałam napis szronem tak
szybko jak było to możliwe. Kiedy skończyłam posadziłam ją na
fotelu i okryłam kocem. Jak najszybciej musiałam zająć się
Jackiem.
-
Diamond, Emerald – zwróciłam się do moich wróżek –
przynieście mi wodę ze Źródła Życia tylko szybko!
Elfki
wyleciały przez okno i w ciągu kilku sekund wróciły z fiolką
Wody Uzdrowienia. Wylałam wodę do miski po czym za pomocą magii
wody leczyłam ranę Jacka. Zagoiła się dość szybko jak na takie
obrażenia. Oczywiście musiały pozostać ślad w postaci blizny.
-
Nie wiem kiedy się obudzi – rzekłam po skończeniu zabiegu –
Ale jego życiu nie powinno już nic zagrażać. Niech tu zostanie,
nie powinniśmy go przenosić. Teraz, musimy poczekać aż się
ocknie.
Oczami
Stelli:
Elizabeth
uzdrowiła ranę Jacka. Siedziałam na fotelu opatulona ciepłym
kocem.
-
Chcesz coś do picia? - spytała Liza z troską w głosie. Kiwnęłam
potwierdzająco głową.
Po
20 minutach dziewczyna wróciła z dwoma kubkami herbaty i usiadła w
fotelu obok.
-
Opowiesz mi jak stałaś się Strażnikiem? - spytałam
-
Ta historia jest dość nudna i strasznie długa... Jeszcze zanudzę
cię na śmierć! - jęknęła
-
No proszę... - ześlizgnęłam się z fotela i zaczęłam błagać
ją na kolanach. Zgodziła się! Wgramoliłam się z powrotem na
fotel i opatuliłam się kocykiem.
-
A więc, jak już pewni wiesz Darkstream, a raczej Violett to moja
młodsza siostra. Jeszcze jako ludzie byłyśmy bardzo blisko...
Pewnej nocy, dom w którym mieszkałyśmy razem z rodzicami i bratem
został podpalony. Nie mogliśmy uciec, nie było jak. Jedyną drogą
ucieczki było małe okno na strychu. Jako, że spałyśmy na
pierwszym piętrze domu wyczułyśmy dym zanim ogień nas dopadł.
Jednak było już za późno. Rodzice i trzyletni Erick zginęli w
pożarze. Wahałam się między ucieczką, a śmiercią. Wtedy stało
się coś niesamowitego. Głos jakiejś kobiety kazał nam uciekać.
Nie wiem dlaczego, ale posłuchałam jej. Ciągnąc za sobą Viole
wyskoczyłam przez okno na strychu wprost na miękką kupkę śniegu.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromna tarcza księżyca
która rozświetlała niebo niczym super jasna lampa. Wpatrywałam
się w nią przez dość długo, podczas gdy moja siostra wolała
patrzeć na płonący dom. Ktoś znów kazał mi uciekać, mówił,
że nie jestem tu bezpieczna... Błąkałyśmy się po lesie kilka
godzin idąc drogą którą wskazał nam księżyc, aż wreszcie
zasnęłyśmy ze zmęczenia. Na drugi dzień, obudziłyśmy się już
ze swoimi mocami. Ja z mocą wody i lodu, a Violett jako władczyni
piorunów i burz. Przed nami stała kobieta o niebieskich oczach,
bardzo jasnej karnacji i długich białych włosach. Ubrana była w
długą, błękitną suknię obszytą białym futrem. Powiedziała,
że musimy z nią iść. Zgodziłyśmy się. Jednym płynnym ruchem
otworzyła portal. Po drugiej jego stronie znajdował się ogromny
biały zamek, opatulony obłokami różnych kolorów i wielkości. Po
drodze powiedziała nam, że jest Zimą. Jedną z czterech sióstr i
Władczyń Pór Roku. Za to my zostałyśmy wybrane jako uczennice
Chmurnej Wieży. W szkole uczyli się zarówno chłopcy jak i
dziewczyny. Każde z nich było przydzielone do innej z sióstr, ze
względu na swoją moc. Violett przydzielono Jesieni, a mnie Zimie.
Uczono nas panować nad swoimi mocami, a także przygotowywano do
walki z Mrokiem, Królem koszmarów.
Szybko
stałam się jedną z lepszych uczennic. W nagrodę otrzymałam
skrzydła. Moja nauka została zakończona po dwóch latach. Rada
Chmurnej Wieży przydzieliła mnie jako pomocnicę Zimy i Lata.
Jednak Violett nie dostała takiego zaszczytu. Zazdrosna o moje
stanowisko postanowiła zrobić coś, przez co świat mógł ulec
zniszczeniu. Uwolniła Mroka po czym stanęła po jego stronie...
Szybko nauczyła się panować nad strachem... Mrok rozpoczął
wojnę. Na bitwę nie stawiła się tylko Chmurna Wieża, pojawili
się też Strażnicy Marzeń. Szybko traciliśmy siły. Resztę
roboty pozostawiliśmy Strażnikom. Udało się... Mrok został
uwięziony. Ale Violett, która przybrała już pseudonim
„Darkstream” uciekła z pola walki. Pewnej nocy do mojego pokoju
wpadła Wiosna. Kazała wszystkim zejść do holu. Wszyscy uczniowie
na polecenie Sióstr zebrali się na miejscu. Księżyc miał wybrać
nowego Strażnika. Padło na mnie... Następnego dnia przeniosłam
się do kwatery Strażników. Wśród nich byli już Strażnicy
których poznałaś, oraz Kris. Pierwszy władca Ognia. Szybko
zaprzyjaźniłam się z Krisem. Zostaliśmy partnerami. Był jedyną
osobą która potrafiła mnie zrozumieć. Przez dłuższy czas był
spokój.
Jednak
Darkstream postanowiła zaatakować. W tej bitwie poległa większa
część Chmurnej Wieży. Ale Violi nie wystarczyło 1000 ofiar. Jak
to ona powiedziała „Bez zabicia Strażnika, nie ma zabawy”.
Oczywiście jej wybór padł na mnie. Spodziewałam się szybkiej
śmierci.
Mimo,
że Darkstream zadała śmiertelny strzał jednym ze swoich piorunów.
Ale
nie trafił on we mnie. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Krisa
całego poparzonego i zalanego krwią... Nie dało się go uratować.
Po
prostu odszedł do lepszego świata. Zostawił mnie. Wiem, że mnie
uratował, ale zawsze zastanawiałam się dlaczego właśnie w taki
sposób... Najlepszą zemstą jaką obmyśliliśmy było uwięzienie
mojej małej siostrzyczki razem z jej przyjacielem - Mrokiem. Jako
partnera przydzielono mi Jacka, pewnie tylko ze względu na moc, bo
charakterem różnimy się niemiłosiernie. Mimo to że bardzo lubię
Jacka wciąż nie mogę zapomnieć o Krisie, a to trudniejsze niż
mogłoby się wydawać - Lizz zakończyła swoją opowieść.
Zamurowało mnie... Siedziałam z otwartą buzią i wpatrywałam się
w nią z niedowierzaniem.
-
Jesteś jedyną osobą której powiedziałam całą prawdę...
-
Ale dlaczego akurat mi? - spytałam. Musiałam bo po prostu zbiła
mnie z tropu.
-
Bo wiem jaka jest twoja historia... Bije od ciebie pewne ciepło
którego nie mogę zrozumieć. Jesteś jedyną osobą której nie
potrafię czytać w myślach. Jesteś jak tarcza, ale niezwykle
otwarta na innych. Nigdy nie zrozumiem czemu to właśnie mnie,
zamkniętą w sobie i czasem aż zbyt poważną dziewczynę, wybrano
na Strażnika dziecięcych snów i marzeń... Ty jesteś inna,
otwarta i ciepła. Nie dorównam ci nawet za 1000 lat...
-
Jack, wspominał coś, że kiedyś tańczyłaś
-
Tak, jeszcze jako człowiek dawałam lekcje tańca dzieciom z
biedniejszych dzielnic miasta w którym się wychowałam, ale tę
historię opowiem ci kiedy indziej
-
Może dlatego zostałaś wybrana? Księżyc widział ile robiłaś
dla tych dzieci jeszcze w swoim pierwszym życiu... Może to się
liczy?
-
Możliwe... A teraz trzeba iść spać, jest już późno – Lizz
zmieniła temat i zgasiła światło.
Zostawiła
tylko małą nocną lampkę na stoliku
-
Dobranoc – powiedziałam
-
Dobranoc...
Po pierwsze, szczere kondolencje. Bardzo mi przykro. Tak po za tym to rozdział wspaniały. Bardzo mi się podoba historia Lizz. W zniecierpliwieniu czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
***Niki***
Przykro mi z powodu babci i to bardzo,ale cóż co innego mogę powiedzieć?Nic,no więc współczuję i gdybyś mieszkała obok mnie na pewno przyszłabym do ciebie cię pocieszyć,ale cóż...Co do rozdziału to zaje...No bardzo fajny!!Ogólnie całe twoje opowiadanie fajnie się łączy tak jakbyś wszystko miała już ułożone i jakbyś dopracowywała to przez wiele lat...No cóż czekam z niecierpliwością na nexta!
OdpowiedzUsuńWielkie wyrazy współczucia. I dziękuję, że mimo wszystko rozdział się pojawił. Życzę, żeby wszystko się ci ułożyło.
OdpowiedzUsuńInną drogą rozdział cudowny. Historia Lizz jest bardzo ciekawa.
Życzę weny na dalszą część!