Prolog
Oczami
Stelli:
W
wieku 8 lat dowiedziałam się czegoś o mojej rodzinie. Czegoś co
potem odmieniło je na zawsze.
Otóż
moja matka, Angel, była władczynią wiatru, a jej siostra
bliźniaczka Eliza – czarodziejką ziemi. Niestety ja nie
odziedziczyłam żadnej mocy. Kiedy miałam 10 lat ciotka umarła,
ale przed śmiercią zdążyła powiedzieć mi coś bardzo ważnego:
„Stella,
nigdy nie walcz z przeznaczeniem. Wiele razy będziesz cierpieć, ale
on uczyni cię jedną z nas. Spotka się ogień i lód, a księżyc
wskaże ci drogę.”
Po
tych słowach ciocia zmarła.
Wreszcie,
nadeszły moje 12 urodziny. Miał to być mój najszczęśliwszy
dzień w życiu.
Moi
rodzice przygotowywali jedzenie. Przyjęcie miało być przeznaczone
tylko dla mnie, mojej mamy i taty. Nikt inny, tylko kochająca się
rodzina.
Tego
dnia tata był jeszcze w pracy. Mama jechała jeszcze po kilka
składników potrzebnych na zrobienie tortu.
-
Kochanie, wrócę za kilka minut. Tylko wyłącz piekarnik bo inaczej
ciasto będzie do niczego! - krzyknęła Angel wsiadając do
samochodu.
-
Dobrze! - odparłam. Po wyjeździe mamy, posłusznie wyłączyłam
piekarnik.
Postanowiłam
się przejść. Za naszym domem była polana, jeszcze jako mała
dziewczynka uwielbiałam tam chodzić razem z tatą. Pełna wigoru
wbiegłam w polne kwiaty. Skakałam i śpiewałam, jednym słowem
cieszyłam się wolnością. Nagle przypomniało mi się że tata
powinien już wrócić z pracy. Przyszłam w samą porę, auto akurat
wjechało na podjazd.
-
Hej Stella! Gdzie jest mama? - spytał
-
Pojechała po jakieś składniki
-
Dobrze, zawołaj mnie jak wróci – pokiwałam twierdząco głową,
a tata wszedł do domu.
Ni
stąd ni zowąd usłyszałam pisk opon i głośny huk. Ojciec wybiegł
z mieszkania i wyszedł na ulicę. Zrobiłam to samo. To co
zobaczyłam na zawsze zostało w mojej pamięci. Zmiażdżony
samochód mamy pod wielkim tirem. Karetka nadjechała natychmiastowo.
Jednak kierowcy tira, już nie było. Moja matka zmarła na miejscu.
Tata
nigdy nie pozbierał się po tym wypadku. Zaczął pić. Wkrótce
potem, tata zmarł na raka trzustki. Trafiłam pod opiekę przybranej
ciotki, która znęcała się nade mną. Przez 4 lata trzymała mnie
w ciasnym pokoju bez okien, dając mi tylko 1 kawałek chleba na
dzień. Mimo to nigdy nie byłam głodna. W pokoju nie było też
światła , ani łóżka. Spałam na starych kocach. Każdego dnia
marzyłam by się stąd wydostać, by znowu być wolna. Minęły 4
lata od wypadku mamy. Przeminęły także moje szesnaste urodziny.
Mimo
to ja nadal tkwiłam w tym miejscu. Mimo ciągłych próśb cały
czas zostawałam w niewoli ciotki.
Nie
miałam pojęcia kiedy skończy się ta udręka, miałam tylko
nadzieję że to nastąpi już niedługo.
Następny rozdział już niedługo. Bloga będę prowadzić regularnie, a rozdziały będą pojawiać się w soboty i środy.
Mam nadzieję że się podoba, jeśli nacie jakieś sugestie np. co można by poprawić piszcie w komentarzach.
Komentarze mile widziane :)